Legitymacja – historia jednej naklejki…

 

legitymacja-studencka-naklejkiMoja historia zaczyna sie jeszcze poprzedniego wieczora, gdzie uratowałem damę z potrzasku, zdjąłem z niej straszliwą klątwę Bezsseności…

zapytasz jak tego dokonałem… dawno dawno temu, mój mistrz nauczył mnie pradawnego zaklęcia, które nazywa się „Opieprz” – podobno działa lepiej z winem, ale sam nie próbowałem – wracając do historii… białogłowa w końcu zasnęła, więc i ja mogłem udać się na spoczynek… tak też uczyniłem.

Następnego ranka gdy się obudziłem, ona również już nie spała, zamieniliśmy kilka słów i bardzo znaczące spojrzenie, po czym udałem się w dalszą podróż, zmierzyć się z trudami codziennego życia. Moim pierwszym przystankiem była wioska o złowrogo brzmiącej nazwie „Morasko„, paskudna nora na bagnach. Tam udałem się do karczmy zwanej „WNPiD„, gdzie rozpocząłem swoje poszukiwania niesławnej naklejki na legitymację. Po przekroczeniu progu karczmy czekało na mnie kilku opryszków, szybko się z nimi rozprawiłem, parę machnięć moim srebrnym mieczem i po sprawie. Jeden z nich jednak przeżył, podszedłem do niego i zapytałem gdzie znajdę tego, którego zwą Dziekanatem. Okazało się, że wcale nie jest to osoba, a komnata, która przed każdym stawia inne wyzwanie, ukazując mu tego czego najbardziej się boi. W moim przypadku było to niezaksięgowanie przelewu za czesne. Przed wejściem wypiłem eliksir odwagi, rzuciłem zaklęcie ochronne i pewnym krokiem wkroczyłem do Dziekanatu. Za ladą siedziały dwie, malutkie, skromnie wyglądające istoty, podszedłem do jednej z nich i powiedziałem „przyszedłem podbić legitymację i nie wyjdę stad dopóki nie dostanę tego czego chcę!”. Biedna istotka chyba się przestraszyła, wzięła moją legitymację i sprawnym ruchem przykleiła naklejkę. Wręczając mi ją spowrotem, drżącym głosem powiedziała „proszę Panie, wasza legitymacja”, pewnym ruchem wziąłem ów dokument i czym prędziej schowałem do portfela. Wychądząc, na pożegnanie rzuciłem szybkie „Miłego dnia życzę!”. Skierowałem się do wyjścia, po drodze mijając leżące na ziemi ciała opryszków… zwinnym krokiem przedostałem się do wyjścia i opuściłem tę ponurą karczmę. Czym prędziej udałem się po mojego stalowego rumaka, tym samym opuszczając wieś Morasko … W ten o to sposób wykonałem swoje pierwsze zadanie.

Ciąg dalszy nastąpi...

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *